Mamy bilety. Powrotne. Do Polski. Mieszanina radości i smutku. Radości, bo wyspa mała i już nosi mnie dalej, praca zdalna nasyciła potrzebę bycia odizolowaną od społeczeństwa i graniczy już ze zdziczeniem. Bo Warszawa to naprawdę fajne miasto i jeszcze fajniejsi ludzie (przynajmniej ci z mojej bańki mydlanej ;-). Smutek, że kończy się przepiękna przygoda. Trudno mi opowiedzieć, jak intensywny w doznania był dla mnie ten rok. I pewnie tak, jak płakałam z wrażenia po przyjedźcie, tak będę ryczeć na całego wyjeżdżając.
Póki co, nie dajemy się zimie i eksplorujemy ostatnie zakątki wysp, starając się wykorzystać jak najlepiej dany nam tu czas. Tak, sprawiedliwości stało się zadość i teraz u nas przyszedł czas na chłodniejsze dni, no i naprawdę „zimno i pada”. Wprawdzie nasz ocean w porówaniu z Bałtykiem to i tak zupa, ale jednak. Da się zmarznąć.
Ubiegłego weekendu pojechaliśmy obejrzeć Rochester Falls, nieduży wodospad, do którego trzeba trochę pokluczyć i dojechać przez pole trzciny cukrowej. Latem byłoby super się w nim wykąpać, teraz mogliśmy podziwiać niesamowite wulkaniczne geometryczne skały wokół.
Po wodospadzie przenieśliśmy się do pobliskiego Gris-Gris, części wyspy na południu z klifami, która nie jest otoczona rafą koralową, a wielkie fale rozbijają się o skały. Najbardziej spektakularną częścią Gris-Gris jest Roche Qui Pleure, gdzie skała wygląda jakby płakała. W czasie naszej wizyty wiał głównie wiatr, dzięki czemu zarówno ocean, jak i nasze włosy zapewniły spektakularnie wielkie fale.
Odwiedziliśmy także Alexandra Falls, część parku Black River George, zatrzymując się przy puntkach widokowych na park. O tej porze roku to było jedyne miejsce, gdzie widać było nietoperze. Widok jak zawsze zapierał dech w piersi, tym razem podziwiany w towarzystwie naczelnych.
Z rzeczy dla mnie ważnych, zakończył się Ramadan. Poza oceanem, najbardziej kocham Mauritius za to, że tak pokojowo spotykają się tu bardzo różne kultury i religie, a państwo szanuje wszystkie. Dzięki czemu mieliśmy szansę doświadczyć świąt hinduskich i muzułmańskich, a nasze dzieci przywykły, że ludzie mają różne stroje i bardzo różne kolory skóry. Nigdy nie zapomnę własnego wstydu, gdy kiedyś malutki Szymon przejęty pokazywał paluchem w Warszawie 'mamo, pats muzyn! Teraz to my jesteśmy w mniejszości, Tytus razem z koleżanką muzułmanką ćwiczył w praktyce na czym polega muzułmański post.
Mówiłam, że u nas 'zima’. Czyli ok 20-24 stopni w dzień, sporo wieje i częściej pada. Dzień też krótszy – słońce wstaje 6:46, a zachodzi przed 18. Brakuje długich letnich polskich wieczorów. Kolejny raz trzeba przekładać nurkowanie, bo silne prądy i słaba widoczność dla takich leszczy jak my. Łowimy więc słoneczne dni, oddajemy się oceanowi, nic nie ściągnie mnie wtedy z plaży.