Chiang Rai
Do Chiang Rai wyskoczyliśmy na jeden dzień z dwóch powodów.
Pierwszym był Baan Dam, czyli Czarny Dom. To nawet nie dom, tylko cały kompleks, rodzaj instalacji artystycznej zmarłego już tajskiego artysty Thawana Duchanee. Pan Thawan był malarzem, rzeźbiarzem i architektem. Dużo wokół kontrowersji, że może to czarna świątynia w opozycji do białej, że szczątki zwierząt, że wizje piekła tudzież rozważania o cierpieniu i przemijaniu. Pewnie każdy znajdzie tam coś odpowiedniego dla siebie. Ja znalazłam piękne budynki, w miłej dla oka odmianie, nie skrzącej się od złota i wielu kolorów, tylko surowych, drewnianych. Wnętrza wypełnione meblami wykonanymi z rogów czy rozłożone skóry przeróżnych zwierząt to już nie moja bajka, ale bez wątpienia robi wrażenie.
Drugim powodem naszej wizyty w Chiang Rai była Biała Świątynia – Wat Rong Khun. Budynek współczesny, będący zarówno miejscem sakralnym, jak i wystawą sztuki. Twórcą tego miejsca jest już inny tajski twórca – pan Chalermchai Kositpipat i radzę go pogooglać, bo to co robi to jest niezła jazda. Niestety nie można robić zdjęć wewnątrz świątyni, chociaż widziałam w sieci, że komuś się udało.
Miejsce jest totalnym szaleństwem i osoba moja błądziła wokół z głupkowatym uśmiechem. Nie wiem czy lepsze zewnętrze – skrzące w słońcu niby lodowy pałac, czy złote wnętrze z wizją dobra i zła, pełne odnośników do kultury zachodniej. Myślę, że wilanowski Taj Mahal mógłby się wiele nauczyć. 😉