„gdy jest się smutnym, lubi się zachody słońca”
Pisałam już o tym ostatnio, ale ten obraz nigdy mi się nie znudzi. Codzienny spektakl na niebie, gra świateł, zmieniające się kolory, przelewające się chmury w niesamowitych kształtach, ten moment kiedy kolor oceanu zlewa się z kolorem nieba i masz wrażenie, że dryfujesz w bezkresnej przestrzeni, w końcu mnóstwo, mnóstwo gwiazd… Cokolwiek bym nie napisała, nie odda to skali wrażeń ani zachwytu.
Możesz co najwyżej dać posypać się brokatem i założyć swój srebrny ogon. Co niniejszym czynię.