Nadszedł weekend, więc wreszcie we czwórkę i możemy planować rozpoznanie terenu. W sobotę postanowiliśmy obejrzeć okolice Tamarin/Black River, gdzie potencjanie mamy jeszcze 2 szkoły do odwiedzenia i, jeśli znajdzie się miejsce dla obydwu naszych małoletnich, to tam będziemy szukać mieszkania, oraz dojechać do Le Morne, przepięknego miejsca na południowym zachodzie wyspy.
Było to też moje drugie spotkanie z lewostronnym ruchem i przewiezienie rodziny od samej góry na sam dół było dla mnie wielkim wyczynem. Teraz temat wydaje się bardziej oswojony i mogę sama eksplorować wyspę.
Szymon był bardzo zajęty rysowaniem mijanych krajobrazów, znajdź 3 szczegóły, którymi różni się poniższy obrazek 😉
Przejechanie od samego czubka wyspy na sam dół zajęło mi ok 2h, w nagrodę zadekowaliśmy się na publicznej plaży, gdzie nie było prawie nikogo, przed nami długaśna plaża z mnóstwem fragmentów korali, które przypominają małe białe kosteczki i wielka turkusowa płycizna. Potem było przepyszne hinduskie jedzenie z widokiem na zachód słońca we Flic en Flac (lokalnej kuchni pewnie poświęcę osobny wpis kiedyś), nocne szukanie nietoperzy, wizyta u polskich przyjaciół na rundę Amaruli, i do domu.
W niedzielę mieliśmy ustaloną z lokalsami wycieczkę łodzią na sąsiedni wysepki na północy. Już raz przekładaną z powodu marnej pogody, ale niedziela zapowiadała się bardzo dobrze. O 7 rano faktycznie było słoneczko, ale zanim dopłynęliśmy do Gabriel Island mżył już deszcz. No i tak było w kratkę, co nie przeszkadzało spalić się nam wszystkim jak raki i jednocześnie przemóc do suchej nitki i zmarznąć. Ja tam jednak miałam zabawę z dzieciarnią eksplorując skałki i wszelkie żyjące w nich stworzenia (o faunie też kiedy indziej, ciotka Krzak miałaby tu co robić) i ucząc Szymona pływania z rurką. Poznawanie miejsc z perspektywy dzieciaków jest jeszcze fajniejsze, niż byłoby bez.
Cap Melhereux, z widokiem na Gunner’s Quoin
Ten mały biały ogonek na mapie, to plaża na Gabriel Island (która zresztą jest rezerwatem, ale i tak pełno tam śmieci niestety)., na której spędziliśmy dziś pół dnia.
Wracając mieliśmy zatrzymać się na snorklowanie przy ostatniej wyspie, ale akurat wtedy zaczęło tak masakrycznie lać, że wróciliśmy kompletnie mokrzy i zmarznięci marząc o ciepłym kakao.
No i tak to.
Koniec urlopu, od jutra wracam do pracy. Ciekawa jestem, jak będzie.