przeprowadzka

To był bardzo długi i intensywny dzień. Po sześciu tygodniach mieszkania na północy, spakowaliśmy zabawki i przenieśliśmy się do Black River w zachodniej części wyspy. Zdążyłam się już przyzwyczaić, oswoić swoje małe miejsca, ścieżki porannych marszobiegów, miejsca zakupów i produkty na półkach. Szybko przywykłam do ciepła, turkusowej wody i szalonej zieleności wokół. 
Nie spodziewałam się, że nowe miejsce może zachwycić jeszcze bardziej.
Black River przywitało nas największą i najpiękniejszą tęczą, jaką kiedykolwiek widziałam, naprawdę. Zdjęcie z telefonu nie odda skali tego, co się działo na niebie.  Nasze nowe, tymczasowe miejsce znajduje się 10 min spacerkiem od plaży z jednej strony, u podnóża góry z drugiej strony i ma przepiękną ścianę zieleni, w której kłębi się taka ilość życia – pełzającego, latającego i skrzeczącego, że mogłabym siedzieć cały dzień na werandzie i obserwować. Nieustająco nie potrafię zrozumieć, po co ludzie wstawiają sobie ogromne telewizory, skoro wystarczy się odwrócić i to, co wokół niezmiennie zapiera dech.
11 listopada to w tym roku Diwali. Wszyscy mówili, musicie zobaczyć Diwali. Faktycznie, Mau po zmroku zazwyczaj jest tak ciemny i wymarły, nagle zamienia się w skrzyżowanie wesołego miasteczka z naszymi obchodami nowego roku. Nawet kasjerki w sklepach rano występowały w sari, pełnym makijażu i chyba wszystkim co błyszczy i migocze gdzie tylko można. 
Po zmroku dróżki do domów obstawione są glinianymi lampionami, ale nie brak też iluminacji całych  domów, jak u Chevy Chase’a (100 rupii każdemu, kto wie – poza Magdą – o jaką scenę mi chodzi).  Sporo ludzi wychodzi na ulicę, całymi rodzinami, z maluchami na rękach, ciągną w stronę świateł. Nad oceanem wielkie fajerweki odpalane w hotelach,  w małych uliczkach chłopaki strzelają kapiszonami. Moja wewnętrzna festyniara jest zachwycona.
 

nights in white satin<< >>W korku

About the author : Maja