wild wild wood
Żeby nie było, że tyko palmy i plaża, wybraliśmy się w niedzielę do Black River Gorges National Park – to chyba największy teren lasów, którego nie wycięto pod uprawę trzciny cukrowej. Do parku można się dostać z 4 stron, na terenie jest ok 50 km tras różnej trudności. Na pierwszy raz wybraliśmy trasę nad wodospad Mare aux Joncs (4 km). Widoki bajkowe, omszałe wielkie kamienie, strumień przecinający naszą trasę z 5 czy 6 razy. Mimo, że wśród drzew to upał i wilgotność dają popalić (do zapamiętania – następnym razem brać więcej wody!), pod koniec byliśmy trochę sponiewierani – Szymon się boczył, ponieważ zaliczył głową kilka gałęzi i wywrotkę, no i trzeba było nie lada wysiłku, żeby tą rozdzierającą tragedię obrócić w ahoj przygodo, mówi się trudno i płynie się dalej. O dziwo, mimo stękania po drodze, zdeklarował chęć pokonania kolejnych tras co niedzielę. Tylko Tytus zaprawiony kolejną wyprawą nastolatków z Bullerbyn przyjął wszystko na chłodno i bez wysiłku. Z małymi nóżkami na pokładzie i wieloma przystankami, zajęło nam to ponad 2h, ale warto było. Na końcu czekał na nas wodospad, pod którym można było zaliczyć chłodny prysznic i piknik na skale.
W drodze powrotnej Jej Wysokość Pierdoła, poślizgnęła się na prostej już drodze i przydzwoniła kolanem centralnie w kamień, dzięki czemu resztę drogi mogła pokonać z dziurą w nodze. Jest to o tyle zabawne, że miesiąc temu podczas swoich marszobiegów zaliczyłam na plaży drugie kolano i jak rasowy przedszkolak chodziłam z wielkim strupem. O dziwo kolano prawie nie bolało, tylko wyglądało dość hardkorowo. Po domowym oczyszczaniu okazało się, że woda utleniona to będzie trochę za mało, więc pojechałam odwiedzić lokalną klinikę. Tutaj się specjalnie nic nie dzieje, więc pojawienie się białej wariatki z dziurą w nodze to nie lada sensacja, doktorowi asystowali chyba wszyscy pracownicy obecni na dyżurze, łącznie z recepcjonistą.
Trzeba było odciąć zwisające mięsko i oczyścić dziurę z ziemi parku narodowego, Pan doktor był bardzo miły (i niekiepsko zbudowany, trzeba było mdleć cholera), pogawędziliśmy sobie po tym, czy po porodzie może coś jeszcze człowieka boleć (napewno nie chce pani znieczulenia?) i o tym, że lubimy z siotrą przygody, więc która zbierze więcej blizn.
No i tak to. Siedzę z zabandażowaną nogą na werandzie, jedną ręką kończę prezentację, drugą kończę pakowanie. Musimy się niestety pożegnać z naszą ptaszarnią w ogrodzie, dom Jacquesa ma kolejnych najemców. Przeprowadzamy się tymczasowo kilka ulic dalej, od stycznia będzimy już pod stałym adresem. Kompletuję też graty do wywiezienia do Polski, za tydzień o tej porze pewnie będę szczękać zębami w drodze do Mordoru.