Batad
Atmosfera miejsca, w którym mieszkaliśmy i ludzie, których spotkaliśmy po drodze sprawili, że szkoda mi było wyjeżdżać z Santa Juliana. Jedyny minus na Filipinach, to jedzenie. Podobnie jak w Indonezji – kurczak, ryż, kurczak, ryż. Na śniadanie tradycyjnie wieprzowina lub kurczak. Z ryżem. Albo z noodlami. I pełno fastfoodu. Na każdym rogu Jolie Bee (chyba lokalna odmiana McDonalda). Nie jest łatwo być wegeterianinem na Filipinach, przynajmniej nie w wersji budżetowej. Ale i tak nie chciało mi się wyjeżdżać.
Nasz czas dobiegał tu końca, a chcieliśmy jeszcze zobaczyć tarasy ryżowe na północy Luzonu. 2 tysiące lat historii, Unesco, te sprawy. W międzyczasie okazało się, że od celu dzieli nas wprawdzie niecałe 400 km, ale nie ma szans, żeby pokonać tę drogę autobusem w ciągu jednego dnia. Po szybkim rachunku sumienia i budżetu wynajęliśmy samochód razem z kierowcą i ruszyliśmy w drogę.
Nasza kwatera miała czekać w wiosce Batad, kilkanaście kilometrów za popularnym Banaue. Znowu nasze niedoczytanie oferty z Booking.com miało okazać się niezapomnianym przeżyciem. 🙂 Przede wszystkim do Batad nie dojeżdża droga. Po prostu kończy się asfalt, a dalej są góry, krzuny i wąska ścieżka. Bierzesz graty na plecy i idziesz. Według instrukcji ok 20 minut. Potem znika zasięg, więc dalsze instrukcje możesz sobie schować do kieszeni. W praktyce okazało się, że z plecakami szliśmy… godzinę. Batad jest położone centralnie pośrodku legendarnych pól ryżowych, a do kwatery trzeba zejść przez legendarne kamienne tarasy.
Kwatera o szumnej nazwie „Christina’s Village Inn & Restaurant” okazała się być bardzo skromnym homestayem, ale było czysto, schludnie i smacznie, za dopłatą nawet z ciepłą wodą. A co najlepsze, po wyjściu przed dom (za daleko przed ten dom nie wyjdziesz, bo to pół metra kamiennego tarasu) widzisz to:
W Batad mieszka ponoć mniej niż 1500 osób, nie ma tu środków transportu (chociaż jestem pewna, że Indonezyjczycy dojechaliby tu skuterami), nie ma zasięgu telefonu. Są za to widoki z gatunku „klucha w gardle” no i siłownia za darmo. Kilkugodzinny spacer po okolicy, góra-dół, góra-dół po kamiennych schodkach, a na koniec wejście z ciężkimi plecakami pozostawi na długo wspomnienia, jak również ból w udach/plecach/kolanach (niepotrzebne skreślić).
Było obłędnie.