Park Narodowy Redwood.
Jedziemy na północ, już prawie na koniec Kalifornii do parku Redwood. Redwood to nazwa krewnego sekwoi. Nie tak grubego, ale jeszcze wyższego. To właśnie w Redwood rośnie Hyperion – najwyższa żywa sekwoja na świecie. Wiecie, że te drzewa żyją po dwa tysiące lat?! Las jest niesamowity. Omszały, zamglony i monumentalny.
No i jest też ocean, ogromne, szerokie puste plaże. Ten sam ocean, który otaczał nas na Hawajach i na Moorei, a tak zupełnie inny. Ciemnoszare plaże, woda ciemnogranatowa i zielonkawa, lodowata, aż kości bolą. Na plaży resztki krabów, w wodzie można wypatrzyć fokopodobne.
Na wybrzeżu jest zimniej. Tytus jest wniebowzięty, ale ja czuję, że po tak długim czasie w tropikach temperatura ok 10-12 stopni jest trudna w odbiorze. Najchętniej chodziłabym w śpiworze, inwestycja w kurtkę i polarowe spodnie znajduję jak wygraną w totolotka. Coś czuję, że zima w Polsce może być ciężka. 😉