Buenos dias!
– Słyszysz dentystów? – zauważył Wojtek. Dentystami nazwaliśmy insekty, które słychać było w Taman Negara i w parku Bako w Malezji z powodu wydawanego przez nie dźwięku przypominającego wiertło dentystyczne. Dentystów usłyszeliśmy znowu w Palenque, odwiedzając kompleks ruin majów. Jest dość rano i ludzi mało, w cieniu jeszcze przyjemnie, ale dość szybko słońce daje się we znaki. Jest gorąco-paląco i lepko-spocono. Właściwie tak, jak było w Malezji i Indonezji. Dżungla, poplątane drzewa, woda wisi w powietrzu. Właściwie po wdrapaniu się na kilka stromych schodów jestem mokra jakbym wyszła spod prysznica. Ale widok rekompensuje niewygody.
Jak do tej pory miałam mieszany stosunek do Meksyku. Są rzeczy wspaniałe i fajne, jak ruiny Palenque albo Bacalar ze swoją turkusową laguną, jest dużo dobrego jedzenia (i wszystkie kilogramy zgubione w Azji wracają do mnie z nawiązką). Ale są też rozczarowania – jak zasyfiona plaża w Tulum czy wodospady Agua Azul, które okazały się być bardziej agua marrón albo agua cacao, a ciągnący się wzdłuż bazar i jego naganiacze był uciążliwy. No i Meksykanie nie mówią po angielsku, bez hiszpańskiego tu jest naprawdę kiepsko. W innych krajach ludzie jakoś próbują się dogadać rękami, nogami, google translate, cokolwiek! Tu albo milkną, albo powtarzają to samo, nie siląc się nawet by mówić wolniej. Nie ma tego złego, bo zmotywowało mnie to do nauki hiszpańskiego i idzie to względnie dobrze, ale wiecie – jakiś niesmak pozostał.
Moje wyobrażenie o wylewnych i spontanicznych Latynosach jest różne od meksykańskiej rzeczywistości. Może po amerykańskim how are you-hello-sorry-where are you from każda nacja wydaje się powściągliwa, ale odniosłam wrażenie, że ludzie raczej przyglądają się w skupieniu, niż odpowiadają uśmiechem na uśmiech.
Całą noc tłuczemy się do Oaxaki. Autobusy full wypas – klima w wersji arktycznej, po której już wszyscy mamy katar, stacja ładująca przy siedzeniu, telewizory (Ghost in the shell zamiast brazylijskiej, tfu meksykańskiej telenoweli), ale jednak 13 godzin w nocy po zakrętach daje się we znaki nam wszystkim. Budzę się nad ranem, za oknem znowu wschód słońca, pola agawy, wielkie kaktusy, góry, a poniżej chmury. Oaxaca przyjmuje nas pięknymi kolorami domów, burzą i pysznym mole. Czuję, że będzie nam tu dobrze. Jutro idziemy gotować.