- Mamo, bo ja bym chciał wrócić do Stanów, do parków narodowych.
Synku, w Polsce też mamy parki narodowe. Ponad dwadzieścia! I chyba połowa z nich jest na liście Unesco, jest co oglądać. Objechaliśmy Ziemię dookoła, w sumie 2 lata spędziliśmy za granicą. A w Polsce jest tyle miejsc, w których byliśmy bardzo dawno (czyli jakby się nie liczy), albo wcale.
No to spakowaliśmy namiot i kempingowy ekwipunek, wynajęliśmy samochód i postanowiliśmy sprawdzić, jak podróżuje się po naszym kraju. Z perspektywy jeżdżenia samochodem po Stanach, zrobienie pętli z Warszawy nad morze, a potem na Śląsk i z powrotem do Warszawy wydaje się skromnym pomysłem.
Zlądowaliśmy nad jeziorem Gardno, cichy kemping w Słowińskim Parku Narodowym – jeziora bez motorówek, ptactwo, wydmy, powykrzywiane lasy, wrzosy i jagody, długie trasy do eksplorowania rowerami. Do tego skansen Słowińców w Klukach, gdzie dzieciaki mogą kopać torf, robić pranie na tarze, ubijać masło i kto wie, co jeszcze.
Polskie morze nie rozpieszcza jeśli chodzi o temperatury (sprawdziliśmy wszyscy!), ale jest przepiękne. Ciągle można znaleźć szerokie i puste, białe plaże. Wieje srogo, ale od czego parawany!
Z północy postanowiliśmy jechać na południe Polski. Zrobiliśmy przystanek w Słupsku na muzeum z największą w Polsce kolekcją prac Witkacego (Czy ktoś wie dlaczego akurat w Słupsku?), potem Bydgoszcz (wiedzieliście, że tamtejsza starówka nazywana jest Bydgoską Wenecją?), Gniezno, Biskupin i Poznań. Gonienie królików, strzelanie z łuku, Marcińskie rogale.
Godzina siedemnasta 1 sierpnia zastaje nasz w jakimś miasteczku zachodniej Polski, czterech gości w czarnych bluzach z kapturami odpala czerwone race i blokuje przejazd przez jedyną drogę w miasteczku.
W końcu dojeżdżamy do zamku Czocha, a potem w okolice Bolkowa i stamtąd eksplorujemy okoliczne zamki. Chojnik, Książ, Frankenstein, Kamieniec Ząbkowicki, Grodno, Srebrna Góra… odwiedzamy te, które wybrali chłopcy, w trasie słuchając trylogii Husyckiej Sapkowskiego, bo w tamtych okolicach rozgrywa się akcja książki. Niektóre zamki to kupa kamieni, inne to turystyczny kombinat pełną gębą, z hotelem, aplikacją online i najnowszym dobrem narodowym – frytkami belgijskimi! W Książu poza zamkiem zapuszczamy się w powojenne tunele. Jedziemy też odwiedzić kaplicę Czaszek i robiący ogromne wrażenie drewniany kościół pokoju w Świdnicy. W końcu jest też czas, żeby pochodzić po górach, zapuszczamy się w Błędne Skały. Zostaje niedosyt i mam nadzieję jeszcze w tym roku na dogrywkę z górskich szlaków.
Jeżdżenie po Polsce to też ciekawa wyprawa kulturoznawcza. W Warszawie żyjemy to jakby w innym państwie. Przejeżdżamy przez jakby zamarłe, podupadłe miasteczka. Mijamy piękne, ale zrujnowane stare domy, dziurawe drogi. Bele siana leżą na polach po horyzont. Sieci dyskontowych sklepików, w których przede wszystkim i wszędzie zawsze można kupić alkohol. A jednocześnie tyle fajnych rzeczy prężących dumnie tabliczki o dofinansowaniu z Unii Europejskiej, tyle jeszcze do zobaczenia. Ciąg dalszy na pewno nastąpi.