Drogi pamiętniczku!
Jest poza sezonem. Miłe 21-22 stopnie – ciepło, ale nie upalnie, lekki wiaterek. Playa Blanca przypomina mi teraz film Wall-e, tylko zamiast rozkosznych grubasków mamy tu stado rozkosznych staruszków. Trochę rodzin z małymi dziećmi, ale przede wszystkim emeryci – siwi, przygarbieni, niektórzy na wózkach, wzruszające pary trzymające się za ręce spacerują nadmorskim bulwarem w świetle zachodzącego słońca.
Mimo niskiego sezonu, zajęć nam nie brakuje. Kochajcie swoich instruktorów i divemasterów, bo nawet nie wiecie, ile to roboty przed i po dla jednego zanurzenia. Codziennie pojawia się grupa chętnych – tych certyfikowanych i tych, którzy mają zejść pod wodę po raz pierwszy w życiu. Mam więc codzienną dawkę cross fitu (targanie sprzętu), fitnessu (nurkujemy 2-3 razy dziennie) ale i psychologii, bo ludzie reagują w wodzie bardzo różnie. Pomijając moją (wciąż średnią) kondycję to największe ćwiczenie mam z psychologii. Jak radzić sobie ze stresem u innych i u siebie. Czy trzeba być zawsze piątkową uczennicą, a może czasem odpierdolić się od siebie i ile to jest „ok” albo „wystarczająco”? Czy trzeba być zawsze Zosią-Samosią, czy może warto poprosić o pomoc? Czy jeśli spuszczę sobie na palec ciężką butlę to dam radę dalej czy „paluszek i główka”? Czy jeśli się rozpłaczę, jak nikt nie widzi, będzie to oznaka słabości? Czy próbuję coś udowodnić sobie czy raczej chcę, żeby wszyscy mnie lubili? Dużo przestrzeni do rozmyślań, dużo długich spacerów i dużo muzyki w tle.
Nie wiedzieć kiedy, pękł pierwszy miesiąc. Im więcej nurkuję, tym większą mam świadomość, jak niewiele jeszcze wiem i jak niewiele znaczy mój obecny certyfikat. Mimo stałego planu, każdy dzień jest inny, każdy przynosi coś nowego lub niespodziewanego dla mnie. Każde wejście do wody to przygoda. Nie zawsze łatwa, ale z zapałem neofity prawie za każdym razem zauważam coś nowego w podwodnym świecie albo dowiaduję się czegoś nowego o sobie. To tak, jak było w podróży – tamten rok był jak pięć innych, jeśli chodzi o skalę przeżyć i najwięcej człowiek uczy się o sobie samym. Pierwsze nocne nurkowanie i niby głowa wie wszystko, co trzeba, ale serducho tłucze się jak oszalałe. Im większy stres na starcie, tym większy zalew endorfin po pokonaniu go. Podejrzewam, że można się od tego stanu uzależnić.
PS. Złamany palec w żaden sposób nie powstrzymał mnie przed dalszym nurkowaniem, w rześkiej wodzie nawet mu lepiej.