Kwarantanna

Wyspy Kanaryjskie, jako część Hiszpanii, która jest w światowej czołówce pandemii zostały uziemione już jakiś czas temu. Na Lanzarote to już chyba czternasty dzień kwarantanny, chociaż nie jestem pewna. Wydaje mi się, że minął miesiąc, odkąd ostatni raz byliśmy w wodzie. Nie nurkujemy, nie wychodzimy na plażę, nie wychodzimy na spacer. Jak masz zwierzaka to możesz z nim zrobić rundkę pod domem na siku-kupę i do domu. Możemy iść do sklepu, apteki lub banku, ale jest duża szansa na spowiadanie się patrolowi policji, kim jesteś, gdzie mieszkasz, gdzie i po co idziesz. Hotele pozamykane, hula wiatr. W świetle tego wyprawa po chleb wydaje się być rebelianckim pomysłem. Kadry jak z filmu, kiedy idziesz kompletnie wymarłym miasteczkiem.

Internet stał się bardzo memopłodny, ale poza poranną dawką Make Life Harder, nie mam siły już tego czytać. Tak samo, jak nie mam siły odpierać propagandy dramy i strachu. Trafia do mnie mnóstwo tego rodzaju bzdur, pewnie w dobrej wierze, ale naprawdę w niczym mi to nie pomaga. Profilaktycznie, dla własnego dobrostanu, wyłączam się z panic bingo.

Nie łudzę się, że skończę teraz divemastera. Zrobiłam, ile mogłam i pozostaje czekać. Odwołano mój powrotny lot i próbuję zorganizować alternatywę. Alternatywa niby jest, ale nie traktuję jej 100% serio, dopóki nie będę siedzieć w samolocie. I naprawdę nie ma znaczenia, przez jakie miasto będę lecieć, w tej chwili w każdym dużym mieście jest źle. Zanim uda mi się wsiąść w samolot, dzisiejsze statystyki będą zupełnie nieaktualne. Nie wierzę, że w Warszawie będzie lepiej. Jestem pewna, że oficjalne dane mają się nijak do rzeczywistości. Wszystkich rozsadza niepewność jak będzie, ile to potrwa, co dalej. Tęsknię za swoimi i wiem, że mnie potrzebują, więc dałabym naprawdę bardzo, bardzo wiele, żeby spędzać tę kwarantannę razem z nimi.

Pewnie będziemy musieli nauczyć się żyć z tym wirusem, tak jak kiedyś nauczyliśmy się, że wokół nas istnieje HIV. Dzisiaj spokój, dystans i solidarność może nas uratować. Jeśli możesz pracować z domu, nie straciłeś pracy z dnia na dzień, masz gdzie mieszkać i co jeść, jesteś zdrowy i Twoi bliscy też, to naprawdę uskarżanie się na siedzenie w domu jest bardzo nie na miejscu. Na miejscu jest zrobić coś dobrego dla innych, a przynajmniej nie przeszkadzać i nie stwarzać zagrożenia. ­

Mylą mi się dni tygodnia, czy to środa, czy niedziela. Wstaję rano i próbuję być produktywna. Wypieliłam conieco za domem, poczyściłam różne rzeczy. Robię jogę, czasem z Karoliną i Andym, czasem sama. Słucham dużo Radiospacji (tak! najlepsza stacja radiowa ma swoją nową odsłonę w internecie) , więc zdarza mi się szaleńczy pląs. Przyswajam zaległe książki i filmy, gotuję. W kategorii myślenia życzeniowego jest jeszcze wejść do wody przed wyjazdem, przetestować nowy sprzęt. I złapać ten samolot do domu. Trzymajcie kciuki.

Nic dwa razy*<< >>coś się kończy, coś się zaczyna

About the author : Maja